Następny dzień, szczęśliwie nie był tak upalny jak
poprzedni. Draco jak co rano siedział na tarasie Malfoy Manor, paląc papierosa.
- Wciąż trujesz się tym mugolskim świństwem Smoku? - zapytał
Blaise, zajmując miejsce obok przyjaciela.
- Muszę się jakoś przygotować na spotkanie z Granger -
odparł Draco, zaciągając się używką. - Ta wredna jędza doprowadzi mnie do szału.
- Oj nie narzekaj - zachichotał Zabini. - Ty przynajmniej
będziesz miał na co popatrzeć, a nie to co ja. Zamiast jakieś ładnej dziewczyny
przydzielili mi Bliznowatego.
- Taaa, dziewczyny, chyba samicy bobra - prychnął blondyn.
- Nie kłam, że nie zrobiła na tobie wrażenia. Jest dokładnie
w twoim typie.
- Wcale nie! - wykrzyknął z oburzeniem w głosie pan Malfoy,
wyrzucając niedopałek i przydeptując go butem.
- Myślisz, że nie widziałem jak zawsze wodziłeś za na nią
wzrokiem?
- Możesz się w końcu zamknąć Diable! Mam dosyć tej
bezsensownej gadki.
Blaise przewrócił oczami, ale już nic nie powiedział. Draco
i tak wyglądał na rozjuszonego. Zerwał się z miejsca i wybiegł z domu. Na
podjeździe jak zwykle czekał na niego ukochany motocykl. Założył kask, zarzucił
na ramiona skórzaną kurtkę, wsiadł na maszynę i odjechał z piskiem opon.
#########################################################
Jak każdego dnia obudziło ją donośne
miauczenie Krzywołapa, domagającego się jedzenia. Powoli wyczołgała się z
łóżka, przecierając zaspane oczy. Przez całą noc dręczyły ją myśli związane z
blondwłosym arystokratą. Przewracała się z boku na bok, przypominając sobie
wszystkie nieprzyjemne sytuacje z fretką w roli głównej. Od wyzwisk, poprzez
złośliwe uwagi, kończąc na torturach Bellatriks. Na wspomnienie tego ostatniego
jej blizna na przedramieniu ponownie dała o sobie znać. Aby zająć umysł czymś
innym poszła do kuchni by nakarmić głodnego pupila.
Wiedząc, że nie będzie w stanie
przełknąć dużego śniadania, zjadła jedynie tosta z odrobiną dżemu. Następnie
ubrała się w roboczy strój, czyli białą koszulę oraz zestaw składający się z szarego
żakietu i czarnej ołówkowej spódnicy. Na stopy założyła znienawidzone szpilki.
Włosy, które szczęśliwie nie były już szopą, postanowiła zostawić rozpuszczone.
Twarz przyozdobiła delikatnym makijażem.
Tuż przed wyjściem przejrzała się w
lustrze. Elegancki, schludny wygląd zawsze dodawał jej pewności siebie.
Odetchnęła głęboko kilka razy, jeszcze raz przeczesała włosy i wyszła,
zamykając za sobą drzwi.
########################################################
Przed wejściem do gabinetu czekała na
nią poranna poczta. Otrzymała informację, że fretka powinna zjawić się u niej o
9:30. Spojrzała na zegar i odetchnęła z ulgą widząc, że ma jeszcze chwilę czasu
na ogarnięcie biurka. Powoli zaczęła segregować teczki z papierami, kiedy
przypadkiem trafiła na dokumentację Malfoya. Nie zastanawiając się w jaki
sposób, trafiła na jej miejsce pracy jego kartoteka, postanowiła ją przejrzeć.
Trafił na 3 lata do Azkabanu za bycie śmierciożercą, jego rodzice zostali
zamordowani za zdradę przez fanatyków Voldemorta, nie przyczynił się do
niczyjej śmierci... Zrobiło jej się wstyd. Dzień wcześniej bezpodstawnie nazwała
go mordercą. Zagryzła wargę i odłożyła teczkę z powrotem na biurko.
Chwilę później jej drzwi otworzyły się
zamaszyście i do gabinetu wszedł Draco. Rozsiadł się na starej, zapadniętej
kanapie, jednocześnie kładąc nogi na rozklekotanym stoliku kawowym. W jednej
chwili Hermiona zapomniała o jakichkolwiek wyrzutach sumienia.
- Powinnaś zainwestować w nowe meble
Granger - powiedział arystokrata, uśmiechając się bezczelnie. - Używając
obecnych, można nabawić się kalectwa.
Dziewczyna
zacisnęła gniewnie usta.
- Powinieneś nauczyć się kultury Malfoy
- odburknęła. - Zdejmij kopyta ze stolika.
Blondyn
zaśmiał się cicho, ale o dziwo wykonał polecenie. Jako arystokrata, mimo
wszystko musiał dbać o maniery. W pewnym momencie rzuciła mu się w oczy, leżąca
na biurku jego dokumentacja.
- Widzę, że wciąż jesteś tak samo
wścibska. Dowiedziałaś się o mnie czegoś ciekawego? - zapytał, sięgając po
swoją teczkę. Hermiona postanowiła nie reagować na tę zaczepkę. Wzruszyła
ramionami i zaczęła wypełniać formularz dotyczący kursu przygotowawczego dla
aurorów.
- Resztę musisz wypełnić ty - odezwała
się po chwili milczenia dziewczyna. Podała kartkę i długopis Malfoyowi.
Podczas, gdy wpisywał informacje w
odpowiednie rubryki, miała chwilę na to, by przyjrzeć mu się dokładniej.
Stwierdziła, że tak radykalna zmiana stylu wyszła mu na dobre. Zamiast mnóstwa
szytych na miarę garniturów w jego szafie musiały teraz najwyraźniej gościć
same skórzane kurtki i powycierane jeansy. Niegdyś bezlitośnie przylizane,
platynowe włosy były teraz artystycznie roztrzepane. Cera miała wciąż bardzo
blady odcień. Piękne, szare oczy, obecnie uważnie śledzące tekst, nadal
hipnotyzowały
- Wiem, że jestem zabójczo przystojny,
ale nie musisz pożerać mnie wzrokiem - powiedział nagle blondyn, nie podnosząc
spojrzenia znad kartki. Na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce złości.
- Chyba coś ci się przywidziało
narcyzie - prychnęła.
- I tak wiem, że ci się podobam -
zaśmiał się, puszczając do Hermiony oczko i uśmiechając się bezczelnie.
Gryfonka otworzyła usta z oburzenia, ale nic nie powiedziała.
##########################################################
Kiedy dotarli do sali szkoleniowej,
Blaise i Harry właśnie się pojedynkowali. Walka była niezwykle zaciekła.
Powietrze co chwila przecinały ze świstem różnokolorowe, niewerbalne zaklęcia.
W pewnym momencie szala zwycięstwa przechyliła się zdecydowanie na korzyść
Gryfona i po chwili różdżka Ślizgona poszybowała prosto do ręki przeciwnika.
Oboje ciężko dyszeli, a z ich włosów płynęły krople potu.
- Teraz nasza kolej Malfoy -
powiedziała Hermiona, zdejmując szpilki, aby przypadkiem nie runąć na podłogę
podczas pojedynku. Stanęli naprzeciwko siebie w dość dużej odległości. Skinęli
sobie delikatnie głowami i bez słowa zaczęli miotać w siebie zaklęciami.
Nie minęły nawet 2 minuty od
rozpoczęcia pojedynku, kiedy blondyn leżał na macie rozmasowując obolały tył
głowy. Brązowowłosa natomiast dumnie obracała broń przeciwnika w palcach.
- Co tak słabo? - spytała z udawaną
troską w głosie, uśmiechając się złośliwie. - Czyżby pan czystokrwisty
arystokrata zapomniał jak używa się czarów?
- Trudno, żeby w Azkabanie ktoś
pozwolił się pojedynkować - odburknął, próbując się pozbierać. Wyglądał na
opanowanego, ale w rzeczywistości gotował się ze złości. Nienawidził
przegrywać.
#######################################################
Mamy za sobą kolejny rozdział "Odcieni
szarości". W najbliższym czasie możecie się spodziewać miniaturki ;-). Piszcie
proszę w komentarzach co sądzicie tej
części. Wasze zdanie wiele dla mnie znaczy. <3
Pozdrawiam cieplutko, Zoe Collins