poniedziałek, 24 czerwca 2019

ODCIENIE SZAROŚCI ROZDZIAŁ 6


         Po wyjściu kobiety długo siedział wpatrując się w ścianę. Jej słowa trochę przemówiły mu do rozsądku, czego oczywiście nie miał zamiaru głośno przyznać. Co prawda wciąż nie potrafił przestać obwiniać się za błędy przeszłości i przystąpienie do grona śmierciożerców. Zrozumiał jednak, że obskurna cela w Azkabanie z pewnością nie pomoże mu w uporaniu się z demonami przeszłości. Jego rozmyślania zostały przerwane przez wchodzącego do pokoju Blaise'a.
         - Co tu robiła Granger? - zapytał ciemnoskóry mężczyzna, zabawnie poruszając brwiami.
         - Przysłali ją z ministerstwa głupku - odparł Draco. -  Nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego.
         - A już myślałem - westchnął Zabini żartobliwie, ale chwilę później spoważniał - Przeprosiłeś ją?
         - Oszalałeś?! Miałbym przepraszać Granger?!
         - Oj Smoku, Smoku. Myślę, że powinieneś w końcu schować dumę do kieszeni. Słowo przepraszam naprawdę nic nie kosztuje, a Hermiona jest całkiem niczego sobie - i znowu te brwi.
         Malfoy wywrócił wściekle oczami, ale już się nie odezwał. Zamiast tego postanowił udać się do łazienki. Ledwo jednak zdążył podnieść swoje cztery litery zakręciło mu się w głowie i z powrotem opadł na miejsce. Jęknął cicho, łapiąc bolącą skroń.
         - Biedna Hermiona, musiała widzieć cię w takim stanie - powiedział Blaise patrząc z politowaniem na przyjaciela. - I jeszcze ten odór - złapał się teatralnie za nos. - Mogłeś chociaż otworzyć okno.
         - Odczep się!
         - Te puste butelki po ognistej i opakowania mugolskiego, tytoniowego świństwa również nie są miłe dla zmysłów - kontynuował swój wywód brunet. - Nie rozumiem sensu doprowadzania się do takiego stanu...
         - Zamiast gadać bzdury pomóż mi się podnieść - przerwał Draco, wyraźnie już wyprowadzony z równowagi. - Czuję się jakby rozdeptało mnie stado hipogryfów.
         - Spokojnie, już idę - westchnął Blaise, kręcąc głową. Podszedł do blondyna i jednym ruchem zarzucił jego ramię na swoją szyję. - Nie zaszkodziłoby ci chodzenie na siłownię, Merlinie zaraz pęknie mi kręgosłup.
         - Na gacie Slytherina, Diable narzekasz jak baba - nie mając w tym momencie najmniejszej ochoty na słuchanie przyjaciela, Malfoy stanął na własne nogi i zataczając się odszedł wściekły w stronę łazienki.
         - Tylko żartowałem - wrzasnął za nim brunet, ale odpowiedziało mu jedynie własne echo, odbijające się po kamiennych ścianach.

####################

         Od załamania młodego Malfoya minął ponad tydzień, podczas którego nie działo się nic szczególnego. Mężczyzna regularnie uczestniczył w szkoleniu, robiąc coraz większe postępy, ku uldze swojej oraz panny Granger. Mimo nieustających próśb ze strony Blaisa nie zdobył się jednak na przeproszenie kobiety za swój wybuch. Znacznie bardziej wolał jak najszybciej o tym zapomnieć i dalej porządkować sprawy w życiu. Hermiona zdawała się nie mieć żalu, a przynajmniej go nie okazywała, traktując Dracona tak jak miało to miejsce przed załamaniem.
         - Już niedługo wyjdziemy na szkolenie terenowe - powiedziała brązowowłosa, kiedy jak każdego ranka siedzieli w jej biurze, by kobieta w spokoju mogła sporządzić raport.
         - W końcu, myślałem, że już zawsze będziesz mnie męczyć w tej klitce - odparł kładąc nogi na kulawym stoliczku do kawy.
         - Chyba coś mówiłam o kładzeniu kopyt na moich meblach - warknęła nie podnosząc wzroku znad dokumentów, a następnie jednym machnięciem różdżki sprawiła, że stoliczek odskoczył spod stóp mężczyzny, zrzucając je na podłogę z głośnym tupnięciem. Malfoy tylko skrzywił się lekko, ignorując nieprzyjemne uczucie w stopach.
         Zapadła cisza, podczas której słychać było jedynie skrobanie pióra po pergaminie. Draco, nie mając nic lepszego do roboty, wziął do ręki leżącego obok Proroka Codziennego. Rozłożył gazetę, ale zamiast ją czytać, ukradkiem spoglądał na siedzącą przy biurku czarownicę. Z niesmakiem musiał przyznać, że rzeczywiście Diabeł miał trochę racji. Kobieta w niczym nie przypominała tej dawnej kujonowatej samicy bobra. Miała lekko opaloną cerę. Szopa na głowie została zastąpiona gustownym kokiem z kilkoma wysuwającymi się po bokach głowy kręconymi kosmykami. Orzechowo brązowe oczy, otoczone długimi ciemnymi rzęsami bacznie śledziły tekst. Usiany piegami nos był delikatnie zmarszczony, a dolna warga lekko przygryziona. W skrócie, wyglądała naprawdę ładnie.
         - Czytasz do góry nogami - odezwał się głos. Chwilę zajęło mu uświadomienie, że obiekt jego obserwacji przerwał wykonywaną czynność i do niego przemówił.
         - Co? - otrząsnął się. Zauważył że na policzkach Granger ukazały się lekkie rumieńce. Ciekawe jak długo tak na nią patrzył. W myślach trzepnął się po głowie.
         - Pstro - odparła, podnosząc się z miejsca. - Na dzisiaj zaplanowałam kurs z walki wręcz.
         - I to ty zamierzasz go poprowadzić? - zaśmiał się, patrząc na nią z niedowierzaniem.
         - A niby kto? - zapytała, podpierając dłonie na biodrach i unosząc brew.
         - Nie wiem, może ktoś większej postury? - zakpił. Popatrzyła na niego ze złością i ruszyła w stronę wyjścia.
         - Jeszcze się zdziwisz - wymamrotała pod nosem, tak że ledwo usłyszał.

####################

        

         - Ała, kobieto, puść mnie!!! - wrzeszczał przygwożdżony twarzą do maty Malfoy. - Mam dość, stop!!!
         Hermiona wstała z pleców mężczyzny, a na jej twarzy wykwitł wredny uśmieszek. Znowu dała radę utrzeć nosa tlenionej fretce.
         - Trzeba było mnie nie lekceważyć - powiedziała ze śmiechem i wyciągnęła rękę, aby pomóc pokonanemu wstać. On jednak ze złością odepchnął jej dłoń. Z niezwykłą gracją wstał i otrzepał ubranie.
         - Po prostu dałem ci fory -  odparł ze złością, a pana Granger popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
         - Tak, jasssne - zaśmiała się pod nosem. Draco udał, że nie usłyszał. - Wiedziałam, że tylko zgrywasz takiego twardziela, a w rzeczywistości jesteś bezbronnym nieśmiałkiem.
         - A ty jak zwykle zgrywasz mądrzejszą, niż jesteś naprawdę - prychnął. - Zakończ te swoje pseudo psychologiczne analizy, nie masz pojęcia o czym...
         - I znowu ta gadka a la twardziel - przerwała mu. - Nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
         Kobieta założyła ręce na piersi i spojrzała na mężczyznę wyzywająco. Ten gest wkurzył go jeszcze bardziej. Nie myśląc zbyt wiele rzucił się w jej kierunku, by powalić ją na ziemi, ale zanim zdążył to zrobić, znowu leżał przygnieciony twarzą do ziemi.
         - Zasada numer jeden, dobry auror jest zawsze czujny - zaśmiała się złośliwe, a Malfoy jedynie jęknął z bezsilności.

####################

Wracam po baaaaaaardzo dłuuuuugiej przerwie. Mam nadzieję, że tym razem na stałe i nie złapie mnie tak straszny brak weny :)

wtorek, 26 grudnia 2017

ODCIENIE SZAROŚCI ROZDZIAŁ 5

         - Co ty tu robisz Granger? - usłyszała za sobą szyderczy głos. Odwróciła się w jego kierunku. Ujrzała znienawidzonego mężczyznę. Pierwszy raz widziała go w tak żałosnym stanie. Platynowe kosmyki sterczące we wszystkie domagały się mycia, nieogolony zarost odznaczał się na bladej twarz, pod oczami wykwitały szaro-fioletowe sińce. Ubrania były w równie złej kondycji. Wymięte i poplamione ognistą whisky przedstawiały prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy.
         - Halo! Mówię coś do ciebie! Ogłuchłaś?!
         Otrząsnęła się i oderwała wzrok od blondyna, odchrząkając cicho.
         - Jestem tu z polecenia Ministra - odparła sucho. - Mam cię przekonać do kontynuowania szkolenia.
         - Niepotrzebnie się fatygowałaś - burknął, podchodząc do stojącego w kącie barku. Nalał sobie pełną szklankę bursztynowego trunku. Nim jednak zdążył podnieść ją do ust Hermiona machnęła różdżką i wytrąciła mu naczynie z ręki.
         - Oszalałaś Granger?! To moja ostatnia butelka ognistej!!! - wrzasnął, by chwilę później, zataczając się lekko, ruszyć w stronę lekko przestraszonej kobiety. Niestety, po drodze nie zauważył leżącej na podłodze, drogocennej skóry tygrysa, przez co runął jak długi na posadzkę, boleśnie obijając sobie twarz. Z powodu nieznanych przez samą siebie pobudek kobieta podbiegła do leżącego arystokraty i złapała go za rękę, by pomóc mu wstać.
         - Nie dotykaj mnie szlamo! - wrzasnął Malfoy, odpychając rękę Hermiony.     Panna Granger natychmiast się odsunęła, jednocześnie czując ból w okolicy blizny na przedramieniu. Powstrzymała syknięcie, nie chcąc dać do zrozumienia, że obraźliwe przezwisko zrobiło na niej wrażenie. Patrzyła jak mężczyzna niezdarnie wstaje i po chwili bezwładnie opada na kanapę.
         - Co ty ze sobą zrobiłeś Malfoy - powiedziała głosem, wyrażającym głębokie obrzydzenie. - Nigdy nie sądziłam, że pan dumny arystokrata doprowadzi się do takiego stanu. To naprawdę żałosne.
         - Zamknij się! - warknął. - Nic o mnie nie wiesz! Nie masz prawa mnie osądzać!
         - Bo co? Nic nie możesz mi zrobić, a ktoś wreszcie powinien wykrzyczeć ci prawdę prosto w twarz - odwrzasnęła. - Jesteś żałosnym wrakiem człowieka Malfoy i to na własne życzenie. Teraz najlepiej jeszcze się poddaj! Wróć do Azkabanu! Dementorzy chętnie przywitają cię pocałunkiem!
         - Mówiłem ci żebyś się zamknęła! Nie będzie mnie pouczała jakaś głupia szlama! - powoli zaczynał tracić cierpliwość. Gorączkowo przetrząsał kieszenie w poszukiwaniu różdżki. W końcu odnalazł zgubę i wycelował nią prosto w kobietę.
         - Proszę bardzo! Tylko spróbuj rzucić zaklęcie, a zjawią się aurorzy, by zabrać cię do Azkabanu. Uprzedzam, że nie będziesz miał żadnej możliwości na ułaskawienie.
         Wściekle odrzucił magiczny atrybut, na co Hermiona wyraźnie odetchnęła.
         - Nikt z was nie wie jak to jest - mamrotał pod nosem. - Nikt z was nie musiał torturować niewinnych ludzi, oglądać ich śmierci. Nikt z was nie był zmuszony do zostania śmierciożercą.
         Szlachetne serce panny Granger ścisnął żal. Mimo wszystko bardzo współczuła Malfoyowi. Wiedziała, że nikt nie zasługuje na taki los.
         - Właśnie dlatego chcemy ci pomóc - odparła cicho. - Chcemy dać ci szansę na normalne życie.
         - Zrozumiesz wreszcie Granger, że tacy jak ja nie mają szansy na normalne życie - prychnął. - Paskudna przeszłość nigdy nie przestanie mnie prześladować. Czy to w snach, czy w szyderstwach wypowiadanych przez ludzi na ulicy.
         - W takim razie może warto coś zrobić, aby przyszłość zarysowała się w lepszych barwach.
         Podniósł spuszczoną do tej pory głowę i spojrzał na nią pełnymi goryczy oczami. W jednej chwili był wściekłym, pewnym swoich racji, lecz lekko podłamanym ślizgonem, by zaraz później zmienić się w kogoś słabego, odartego z dumy. Serce Gryfonki ścisnął jeszcze większy ból. Trwali w milczeniu przez kilka minut, wpatrując się w siebie intensywnie. W końcu Hermiona przerwała kontakt wzrokowy i odchrząknęła cicho.
         - Ja już muszę iść - odezwała się, kierując w stronę wyjścia. - Nie zapominaj o tym, że masz wybór. Tylko od ciebie zależy, którą drogą pójdziesz.
         Nie doczekała się odpowiedzi, dlatego nie patrząc za siebie wyszła z pomieszczenia.

####################

         Przyszła do pracy wyjątkowo wcześnie i ku jej wielkiemu zdziwieniu drzwi do gabinetu były otwarte, mimo że z pewnością zamknęła je dzień wcześniej. Powoli weszła do środka, a jej oczom ukazał się kolejny szokujący widok. Otóż na fotelu leżał jak gdyby nic Draco Malfoy z bezczelnie rozwalonymi na jej biurku nogami.
         - Kto cię tu wpuścił? - zapytała ze złością.
         - Sam się wpuściłem - odparł, a na jego wyjątkowo przystojne oblicze wkradł się typowy, złośliwy, ślizgoński uśmieszek. Wygląd mężczyzny diametralnie zmienił się w stosunku do wczorajszego dnia. Jego twarz była umyta, świeżo ogolona, ubrania czyste i jak zwykle ostatnio, wystylizowane na typowego bad boya. Włosy nie przypominały wroniego gniazda, a były ułożone w artystyczny nieład. W powietrzu dookoła niego nie unosił się odór alkoholu, lecz zapach subtelnych, męskich perfum. Krótko mówiąc, przedstawiał naprawdę miły obraz dla oka.
         - Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej - odezwał się, puszczając oczko do kobiety, na co ta prychnęła z oburzenia. Postanowiła nie komentować jego bezczelnej uwagi.
         - Złaź z mojego fotela!
         - Już, już. Nie gorączkuj się tak.
         Podniósł się z fotela, by chwilę później bezlitośnie opaść na kulawe, skrzypiące krzesło, stojące po drugiej stronie biurka.
         - Widzę, że meble wciąż czyhają na życie każdego, kto ich użyje.
         Zignorowała jego uwagę i usiadła na swoim miejscu, by przed rozpoczęciem dalszego szkolenia przejrzeć poranną pocztę. Musiała się trochę uspokoić.
         - Dobrze wybrałeś Malfoy - powiedziała , nie podnosząc wzroku znad kartki. - Ale skąd taka decyzja?
         - Przemyślałem kilka spraw - odparł, wzruszając ramionami.
         - Czyżby moje słowa przemówiły ci do rozumu?
         - Nie schlebiaj sobie. Po prostu zrozumiałem, że gdybym trafił z powrotem do Azkabanu motocyklem chętnie zająłby się Blaise. Moja śliczna Eleanor nie przeżyłaby tego.
         - Jaka Eleanor? - zapytała podnosząc wzrok i brwi. Nic nie słyszała o tym, jakoby Malfoy miał jakąś dziewczynę.
         - Mój motocykl - odparł ze zdziwieniem. - A co myślałaś?
         Wywróciła oczami i wróciła do przeglądania papierów.
         - Nigdy nie zrozumiem facetów - westchnęła.

####################

Bardzo Was przepraszam za tak dłuuugą przerwę, ale w moim życiu działo się ostatnio dużo rzeczy. Nowa szkoła, ogrom pracy i te sprawy. Jednak nie martwcie się, nie zamierzam porzucić pisania, bo to pasja, która rzeczywiście pozwala mi się realizować. Poza tym jako postanowienie na 2018 rok wpisałam sobie: "Pisać, pisać, pisać rozdziały!!!" ;-)
Postaram się jeszcze coś naskrobać w czasie przerwy świątecznej, ale nic nie obiecuję.
Trzymajcie się cieplutko :-* <3

Zoe Collins


niedziela, 13 sierpnia 2017

ODCIENIE SZAROŚCI ROZDZIAŁ 4

         Weszła do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem. Ze strachem spojrzała na zegarek. Po wczorajszym incydencie przekonała się, że Malfoy wciąż jest tak samo nieobliczalny. Pobyt w Azkabanie najwyraźniej nie nauczył go pokory nawet w najmniejszym stopniu.
         Równo o 9:30 jej drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Podniosła głowę znad właśnie przeglądanych dokumentów.
         - Czy wszyscy ślizgoni nie potrafią pukać? - zapytała zirytowanym tonem, patrząc na Zabiniego, który właśnie wparował do gabinetu.
         - Wybacz Granger, ale śpieszę się na spotkanie z Potterem - odparł. - Chciałem tylko powiedzieć, że Draco się dzisiaj nie pojawi.
         - A co mu jest? - powiedziała zanim zdążyła ugryźć się w język. Przecież miała w głębokim poważaniu powód jego nieobecności. Prawda?
         - Nie czuje się najlepiej. Trochę przesadził z ognistą - odrzekł krzywiąc się lekko - No cóż, muszę się zbierać. Do zobaczenia.
         Pomachał jej ręką na pożegnanie i wyszedł. Hermiona odetchnęła z ulgą. Chociaż jeden dzień spokoju od tej tlenionej fretki. Odtańczyła mały "taniec radości" i z zapałem zabrała się do dalszej pracy.

####################

         Ku zdziwieniu i jednocześnie uldze panny Granger, Malfoy nie pojawił się na szkoleniu przez cały tydzień. Mimo rosnącej ciekawości, postanowiła nie pytać Zabiniego o powód nieobecności jego najlepszego przyjaciela. Ostatnim, czego chciała, było sprawianie wrażenia przejętej losem znienawidzonego ślizgona. Dlatego korzystając z wolnego czasu pracowała, tak jak to miało miejsce przed rozpoczęciem projektu resocjalizacji. Niestety, jej spokój został dość szybko przerwany, bo wkrótce otrzymała sowę od ministra magii, informującą o potrzebie spotkania w celu przedyskutowania tego tematu.
         Niechętnie udała się do gabinetu Kingsley'a Shacklebolta i po przywitaniu z czarodziejem, usiadła na przeciwko jego biurka.
         - Czy przez ostatni tydzień kontaktowałaś się z panem Malfoyem? - zapytał mężczyzna, zakładając okulary na nos.
         - Nie odczułam takiej potrzeby - odparła stanowczo. - Jak chce wrócić do Azkabanu, to proszę bardzo. Droga wolna.
         Kingsley westchnął ciężko i zmarszczył brwi.
         - Widzę, że wciąż niczego nie rozumiesz Hermiono - powiedział cicho, jakby z namysłem. - Powinnaś wiedzieć, że Draco nie miał żadnego wpływu na swój los. Od urodzenia był szkolony na sługę Voldemorta. Każda próba sprzeciwu kończyła się surową karą. Ten chłopak nie mógł nawet powiedzieć matce, że ją kocha. Okazywanie ludzkich emocji było wielce niepożądane.
         Zapanowała chwila milczenia, w której to Hermiona starała się przetrawić usłyszane słowa, a Minister zastanawiał się, czy dobrze zrobił wyznając dziewczynie prawdę na temat młodego arystokraty. Może chłopak powinien sam o tym z nią porozmawiać.  
         - Myślę, że pan Malfoy naprawdę nie zasługuje na dożywotni pobyt w Azkabanie - oświadczył Kingsley, wyrywając się z zamyślenia. - Sama przecież mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.
         - Ale on od początku naszej znajomości traktował mnie jak coś gorszego. Wielokrotnie życzył mi śmierci. - oburzyła się Hermiona.
         - Na brodę Merlina, oboje jesteście już dorosłymi ludźmi. Trzeba wreszcie zacząć się zachowywać dojrzale i zapomnieć o przykrościach z dzieciństwa - westchnął. - Poza tym, sama wiesz, że Draco od zawsze był zmuszony do naśladowania ojca. Po prostu nie mógł postępować inaczej.
         - Teraz już nie musi słuchać Lucjusza, a wciąż postępuje tak samo - mruknęła, ale Minister jej nie dosłyszał.
         - Wracając do sedna sprawy, należy podjąć odpowiednie kroki i sprawdzić co jest powodem nieobecności pana Malfoya.
         - Co ja mam z tym wspólnego?
         - Jak to? Przecież jesteś jego mentorem i ponosisz za niego część odpowiedzialności. Dlatego też jutro udasz się do Malfoy Manor i przekonasz go do kontynuowania szkolenia.
         Dziewczyna prychnęła ze złością. Nikt nie mówił, że oprócz edukowania będzie miała za zadanie niańczyć tą zapchloną fretkę.
         - A Zabini nie może się tym zająć? Przecież są przyjaciółmi.
         - Wolę, żebyś ty się tym zajęła. Może to sprawi, że zaczniecie się w końcu jakoś dogadywać.
         - Szczerze w to wątpię - odparła zrezygnowana. Wiedziała że nie ma sensu kłócić się z Ministrem. Jutro zjawi się w smoczej jamie i jeśli dopisze jej szczęście może nie wyjdzie z niej ze spalonymi włosami.

####################

         Następnego ranka tuż po wejściu do Ministerstwa otrzymała wskazówki dotyczące tego, jak dostać się do Malfoy Manor. Okazało się, że nie jest to taką prostą sprawą, ponieważ rezydencję otaczały bardzo silne zaklęcia ochronne.
         Powtarzając sobie w myślach wszystkie polecenia aportowała się w niedalekiej odległości od dworu i powoli podążyła w jego stronę. Budynek wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Mroczny, odstraszający, otoczony ogromnym ogrodem z mnóstwem fontann i wysokim płotem z kutego żelaza.
         Przełknęła ślinę, czując jak przeszywa ją dreszcz strachu, a ręce pokrywa gęsia skórka. Złe wspomnienia krążyły po jej głowie nie dając spokoju. Przystanęła na chwilę, by zebrać się w sobie. Wzięła głęboki oddech i ruszyła dalej.
         Wkrótce dotarła do bramy i stuknęła różdżką w wiszącą na niej kłódkę. Usłyszała głośne skrzypienie furtki. Jej oczom ukazał się niski, łysiejący mężczyzna ubrany w elegancki frak. Zdziwił ją brak skrzata domowego
         - Dzień dobry. - odezwała się. - Chciałabym spotkać się z panem Draconem Malfoyem.
         - Pan Malfoy nie życzył sobie żadnych gości - odparł mężczyzna, patrząc na kobietę podejrzliwie.
         - Jestem z ministerstwa - odparła, wyciągając z kieszeni odznakę aurora.
         Lokaj skrzywił się lekko, ale chwilę później jego twarz znowu przybrała kamienny wyraz.
         - W takim razie proszę za mną - powiedział z wyraźną niechęcią.
         Najwyraźniej uczy się nawyków swojego pracodawcy - pomyślała z przekąsem Hermiona.
         Weszli przez bramę na żwirową ścieżkę. Kamyczki głośno chrzęściły pod jej stopami, mimo że starała się delikatnie stawiać stopy. Mężczyzna przed nią jakimś cudem szedł zupełnie bezszelestnie. Kiedy w końcu dotarli do drzwi zastukał mosiężną kołatką. Kliknęło kilka zamków i wrota otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie.
         Przekroczyli próg długiego, ciemnego korytarza, by następnie wspiąć się marmurowymi schodami i wejść do ogromnego pomieszczenia, które ku swojemu nieszczęściu doskonale pamiętała. To właśnie tu znęcała się nad nią Bellatriks Lestrange. Blizna na przedramieniu mocno zapiekła.
         - Co ty tu robisz Granger?  

####################

 W najbliższym czasie dodam kolejny, mam nadzieję ostatni rozdział "Ucieczki". Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na rozdziały. Niby są wakacje i dużo wolnego czasu, ale ciągłe wyjazdy nie sprzyjają pisaniu postów.
Chyba powinnam przestać obiecywać szybkie dodawanie rozdziałów, bo sama nie wiem kiedy będę miała na to czas, a kiedy nie. W każdym razie opowiadań na pewno nie porzucę ;-) Nie martwcie się.

Pozdrawiam, 
Zoe Collins