Weszła do swojego gabinetu i usiadła za
biurkiem. Ze strachem spojrzała na zegarek. Po wczorajszym incydencie przekonała
się, że Malfoy wciąż jest tak samo nieobliczalny. Pobyt w Azkabanie
najwyraźniej nie nauczył go pokory nawet w najmniejszym stopniu.
Równo o 9:30 jej drzwi otworzyły się z
głośnym hukiem. Podniosła głowę znad właśnie przeglądanych dokumentów.
- Czy wszyscy ślizgoni nie potrafią
pukać? - zapytała zirytowanym tonem, patrząc na Zabiniego, który właśnie
wparował do gabinetu.
- Wybacz Granger, ale śpieszę się na
spotkanie z Potterem - odparł. - Chciałem tylko powiedzieć, że Draco się
dzisiaj nie pojawi.
- A co mu jest? - powiedziała zanim
zdążyła ugryźć się w język. Przecież miała w głębokim poważaniu powód jego
nieobecności. Prawda?
- Nie czuje się najlepiej. Trochę
przesadził z ognistą - odrzekł krzywiąc się lekko - No cóż, muszę się zbierać.
Do zobaczenia.
Pomachał jej ręką na pożegnanie i
wyszedł. Hermiona odetchnęła z ulgą. Chociaż jeden dzień spokoju od tej
tlenionej fretki. Odtańczyła mały "taniec radości" i z zapałem
zabrała się do dalszej pracy.
####################
Ku zdziwieniu i jednocześnie uldze
panny Granger, Malfoy nie pojawił się na szkoleniu przez cały tydzień. Mimo
rosnącej ciekawości, postanowiła nie pytać Zabiniego o powód nieobecności jego
najlepszego przyjaciela. Ostatnim, czego chciała, było sprawianie wrażenia
przejętej losem znienawidzonego ślizgona. Dlatego korzystając z wolnego czasu
pracowała, tak jak to miało miejsce przed rozpoczęciem projektu resocjalizacji.
Niestety, jej spokój został dość szybko przerwany, bo wkrótce otrzymała sowę od
ministra magii, informującą o potrzebie spotkania w celu przedyskutowania tego
tematu.
Niechętnie udała się do gabinetu
Kingsley'a Shacklebolta i po przywitaniu z czarodziejem, usiadła na przeciwko
jego biurka.
- Czy przez ostatni tydzień
kontaktowałaś się z panem Malfoyem? - zapytał mężczyzna, zakładając okulary na
nos.
- Nie odczułam takiej potrzeby -
odparła stanowczo. - Jak chce wrócić do Azkabanu, to proszę bardzo. Droga
wolna.
Kingsley westchnął ciężko i zmarszczył
brwi.
- Widzę, że wciąż niczego nie rozumiesz
Hermiono - powiedział cicho, jakby z namysłem. - Powinnaś wiedzieć, że Draco nie
miał żadnego wpływu na swój los. Od urodzenia był szkolony na sługę Voldemorta.
Każda próba sprzeciwu kończyła się surową karą. Ten chłopak nie mógł nawet
powiedzieć matce, że ją kocha. Okazywanie ludzkich emocji było wielce
niepożądane.
Zapanowała chwila milczenia, w której
to Hermiona starała się przetrawić usłyszane słowa, a Minister zastanawiał się,
czy dobrze zrobił wyznając dziewczynie prawdę na temat młodego arystokraty.
Może chłopak powinien sam o tym z nią porozmawiać.
- Myślę, że pan Malfoy naprawdę nie
zasługuje na dożywotni pobyt w Azkabanie - oświadczył Kingsley, wyrywając się z
zamyślenia. - Sama przecież mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.
- Ale on od początku naszej znajomości
traktował mnie jak coś gorszego. Wielokrotnie życzył mi śmierci. - oburzyła się
Hermiona.
- Na brodę Merlina, oboje jesteście już
dorosłymi ludźmi. Trzeba wreszcie zacząć się zachowywać dojrzale i zapomnieć o
przykrościach z dzieciństwa - westchnął. - Poza tym, sama wiesz, że Draco od
zawsze był zmuszony do naśladowania ojca. Po prostu nie mógł postępować
inaczej.
- Teraz już nie musi słuchać Lucjusza,
a wciąż postępuje tak samo - mruknęła, ale Minister jej nie dosłyszał.
- Wracając do sedna sprawy, należy
podjąć odpowiednie kroki i sprawdzić co jest powodem nieobecności pana Malfoya.
- Co ja mam z tym wspólnego?
- Jak to? Przecież jesteś jego mentorem
i ponosisz za niego część odpowiedzialności. Dlatego też jutro udasz się do
Malfoy Manor i przekonasz go do kontynuowania szkolenia.
Dziewczyna prychnęła ze złością. Nikt
nie mówił, że oprócz edukowania będzie miała za zadanie niańczyć tą zapchloną
fretkę.
- A Zabini nie może się tym zająć?
Przecież są przyjaciółmi.
- Wolę, żebyś ty się tym zajęła. Może
to sprawi, że zaczniecie się w końcu jakoś dogadywać.
- Szczerze w to wątpię - odparła
zrezygnowana. Wiedziała że nie ma sensu kłócić się z Ministrem. Jutro zjawi się
w smoczej jamie i jeśli dopisze jej szczęście może nie wyjdzie z niej ze
spalonymi włosami.
####################
Następnego ranka tuż po wejściu do
Ministerstwa otrzymała wskazówki dotyczące tego, jak dostać się do Malfoy
Manor. Okazało się, że nie jest to taką prostą sprawą, ponieważ rezydencję
otaczały bardzo silne zaklęcia ochronne.
Powtarzając sobie w myślach wszystkie
polecenia aportowała się w niedalekiej odległości od dworu i powoli podążyła w
jego stronę. Budynek wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Mroczny,
odstraszający, otoczony ogromnym ogrodem z mnóstwem fontann i wysokim płotem z
kutego żelaza.
Przełknęła ślinę, czując jak przeszywa
ją dreszcz strachu, a ręce pokrywa gęsia skórka. Złe wspomnienia krążyły po jej
głowie nie dając spokoju. Przystanęła na chwilę, by zebrać się w sobie. Wzięła
głęboki oddech i ruszyła dalej.
Wkrótce dotarła do bramy i stuknęła
różdżką w wiszącą na niej kłódkę. Usłyszała głośne skrzypienie furtki. Jej
oczom ukazał się niski, łysiejący mężczyzna ubrany w elegancki frak. Zdziwił ją
brak skrzata domowego
- Dzień dobry. - odezwała się. - Chciałabym
spotkać się z panem Draconem Malfoyem.
- Pan Malfoy nie życzył sobie żadnych
gości - odparł mężczyzna, patrząc na kobietę podejrzliwie.
- Jestem z ministerstwa - odparła,
wyciągając z kieszeni odznakę aurora.
Lokaj skrzywił się lekko, ale chwilę
później jego twarz znowu przybrała kamienny wyraz.
- W takim razie proszę za mną -
powiedział z wyraźną niechęcią.
Najwyraźniej uczy się nawyków swojego
pracodawcy - pomyślała z przekąsem Hermiona.
Weszli przez bramę na żwirową ścieżkę. Kamyczki
głośno chrzęściły pod jej stopami, mimo że starała się delikatnie stawiać
stopy. Mężczyzna przed nią jakimś cudem szedł zupełnie bezszelestnie. Kiedy w
końcu dotarli do drzwi zastukał mosiężną kołatką. Kliknęło kilka zamków i wrota
otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie.
Przekroczyli próg długiego, ciemnego
korytarza, by następnie wspiąć się marmurowymi schodami i wejść do ogromnego
pomieszczenia, które ku swojemu nieszczęściu doskonale pamiętała. To właśnie tu
znęcała się nad nią Bellatriks Lestrange. Blizna na przedramieniu mocno
zapiekła.
- Co ty tu robisz Granger?
####################
W najbliższym czasie dodam kolejny, mam nadzieję ostatni rozdział "Ucieczki". Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na rozdziały. Niby są wakacje i dużo wolnego czasu, ale ciągłe wyjazdy nie sprzyjają pisaniu postów.
Chyba powinnam przestać obiecywać szybkie dodawanie rozdziałów, bo sama nie wiem kiedy będę miała na to czas, a kiedy nie. W każdym razie opowiadań na pewno nie porzucę ;-) Nie martwcie się.
Pozdrawiam,
Zoe Collins
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz