niedziela, 13 sierpnia 2017

ODCIENIE SZAROŚCI ROZDZIAŁ 4

         Weszła do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem. Ze strachem spojrzała na zegarek. Po wczorajszym incydencie przekonała się, że Malfoy wciąż jest tak samo nieobliczalny. Pobyt w Azkabanie najwyraźniej nie nauczył go pokory nawet w najmniejszym stopniu.
         Równo o 9:30 jej drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Podniosła głowę znad właśnie przeglądanych dokumentów.
         - Czy wszyscy ślizgoni nie potrafią pukać? - zapytała zirytowanym tonem, patrząc na Zabiniego, który właśnie wparował do gabinetu.
         - Wybacz Granger, ale śpieszę się na spotkanie z Potterem - odparł. - Chciałem tylko powiedzieć, że Draco się dzisiaj nie pojawi.
         - A co mu jest? - powiedziała zanim zdążyła ugryźć się w język. Przecież miała w głębokim poważaniu powód jego nieobecności. Prawda?
         - Nie czuje się najlepiej. Trochę przesadził z ognistą - odrzekł krzywiąc się lekko - No cóż, muszę się zbierać. Do zobaczenia.
         Pomachał jej ręką na pożegnanie i wyszedł. Hermiona odetchnęła z ulgą. Chociaż jeden dzień spokoju od tej tlenionej fretki. Odtańczyła mały "taniec radości" i z zapałem zabrała się do dalszej pracy.

####################

         Ku zdziwieniu i jednocześnie uldze panny Granger, Malfoy nie pojawił się na szkoleniu przez cały tydzień. Mimo rosnącej ciekawości, postanowiła nie pytać Zabiniego o powód nieobecności jego najlepszego przyjaciela. Ostatnim, czego chciała, było sprawianie wrażenia przejętej losem znienawidzonego ślizgona. Dlatego korzystając z wolnego czasu pracowała, tak jak to miało miejsce przed rozpoczęciem projektu resocjalizacji. Niestety, jej spokój został dość szybko przerwany, bo wkrótce otrzymała sowę od ministra magii, informującą o potrzebie spotkania w celu przedyskutowania tego tematu.
         Niechętnie udała się do gabinetu Kingsley'a Shacklebolta i po przywitaniu z czarodziejem, usiadła na przeciwko jego biurka.
         - Czy przez ostatni tydzień kontaktowałaś się z panem Malfoyem? - zapytał mężczyzna, zakładając okulary na nos.
         - Nie odczułam takiej potrzeby - odparła stanowczo. - Jak chce wrócić do Azkabanu, to proszę bardzo. Droga wolna.
         Kingsley westchnął ciężko i zmarszczył brwi.
         - Widzę, że wciąż niczego nie rozumiesz Hermiono - powiedział cicho, jakby z namysłem. - Powinnaś wiedzieć, że Draco nie miał żadnego wpływu na swój los. Od urodzenia był szkolony na sługę Voldemorta. Każda próba sprzeciwu kończyła się surową karą. Ten chłopak nie mógł nawet powiedzieć matce, że ją kocha. Okazywanie ludzkich emocji było wielce niepożądane.
         Zapanowała chwila milczenia, w której to Hermiona starała się przetrawić usłyszane słowa, a Minister zastanawiał się, czy dobrze zrobił wyznając dziewczynie prawdę na temat młodego arystokraty. Może chłopak powinien sam o tym z nią porozmawiać.  
         - Myślę, że pan Malfoy naprawdę nie zasługuje na dożywotni pobyt w Azkabanie - oświadczył Kingsley, wyrywając się z zamyślenia. - Sama przecież mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.
         - Ale on od początku naszej znajomości traktował mnie jak coś gorszego. Wielokrotnie życzył mi śmierci. - oburzyła się Hermiona.
         - Na brodę Merlina, oboje jesteście już dorosłymi ludźmi. Trzeba wreszcie zacząć się zachowywać dojrzale i zapomnieć o przykrościach z dzieciństwa - westchnął. - Poza tym, sama wiesz, że Draco od zawsze był zmuszony do naśladowania ojca. Po prostu nie mógł postępować inaczej.
         - Teraz już nie musi słuchać Lucjusza, a wciąż postępuje tak samo - mruknęła, ale Minister jej nie dosłyszał.
         - Wracając do sedna sprawy, należy podjąć odpowiednie kroki i sprawdzić co jest powodem nieobecności pana Malfoya.
         - Co ja mam z tym wspólnego?
         - Jak to? Przecież jesteś jego mentorem i ponosisz za niego część odpowiedzialności. Dlatego też jutro udasz się do Malfoy Manor i przekonasz go do kontynuowania szkolenia.
         Dziewczyna prychnęła ze złością. Nikt nie mówił, że oprócz edukowania będzie miała za zadanie niańczyć tą zapchloną fretkę.
         - A Zabini nie może się tym zająć? Przecież są przyjaciółmi.
         - Wolę, żebyś ty się tym zajęła. Może to sprawi, że zaczniecie się w końcu jakoś dogadywać.
         - Szczerze w to wątpię - odparła zrezygnowana. Wiedziała że nie ma sensu kłócić się z Ministrem. Jutro zjawi się w smoczej jamie i jeśli dopisze jej szczęście może nie wyjdzie z niej ze spalonymi włosami.

####################

         Następnego ranka tuż po wejściu do Ministerstwa otrzymała wskazówki dotyczące tego, jak dostać się do Malfoy Manor. Okazało się, że nie jest to taką prostą sprawą, ponieważ rezydencję otaczały bardzo silne zaklęcia ochronne.
         Powtarzając sobie w myślach wszystkie polecenia aportowała się w niedalekiej odległości od dworu i powoli podążyła w jego stronę. Budynek wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Mroczny, odstraszający, otoczony ogromnym ogrodem z mnóstwem fontann i wysokim płotem z kutego żelaza.
         Przełknęła ślinę, czując jak przeszywa ją dreszcz strachu, a ręce pokrywa gęsia skórka. Złe wspomnienia krążyły po jej głowie nie dając spokoju. Przystanęła na chwilę, by zebrać się w sobie. Wzięła głęboki oddech i ruszyła dalej.
         Wkrótce dotarła do bramy i stuknęła różdżką w wiszącą na niej kłódkę. Usłyszała głośne skrzypienie furtki. Jej oczom ukazał się niski, łysiejący mężczyzna ubrany w elegancki frak. Zdziwił ją brak skrzata domowego
         - Dzień dobry. - odezwała się. - Chciałabym spotkać się z panem Draconem Malfoyem.
         - Pan Malfoy nie życzył sobie żadnych gości - odparł mężczyzna, patrząc na kobietę podejrzliwie.
         - Jestem z ministerstwa - odparła, wyciągając z kieszeni odznakę aurora.
         Lokaj skrzywił się lekko, ale chwilę później jego twarz znowu przybrała kamienny wyraz.
         - W takim razie proszę za mną - powiedział z wyraźną niechęcią.
         Najwyraźniej uczy się nawyków swojego pracodawcy - pomyślała z przekąsem Hermiona.
         Weszli przez bramę na żwirową ścieżkę. Kamyczki głośno chrzęściły pod jej stopami, mimo że starała się delikatnie stawiać stopy. Mężczyzna przed nią jakimś cudem szedł zupełnie bezszelestnie. Kiedy w końcu dotarli do drzwi zastukał mosiężną kołatką. Kliknęło kilka zamków i wrota otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie.
         Przekroczyli próg długiego, ciemnego korytarza, by następnie wspiąć się marmurowymi schodami i wejść do ogromnego pomieszczenia, które ku swojemu nieszczęściu doskonale pamiętała. To właśnie tu znęcała się nad nią Bellatriks Lestrange. Blizna na przedramieniu mocno zapiekła.
         - Co ty tu robisz Granger?  

####################

 W najbliższym czasie dodam kolejny, mam nadzieję ostatni rozdział "Ucieczki". Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na rozdziały. Niby są wakacje i dużo wolnego czasu, ale ciągłe wyjazdy nie sprzyjają pisaniu postów.
Chyba powinnam przestać obiecywać szybkie dodawanie rozdziałów, bo sama nie wiem kiedy będę miała na to czas, a kiedy nie. W każdym razie opowiadań na pewno nie porzucę ;-) Nie martwcie się.

Pozdrawiam, 
Zoe Collins


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz