poniedziałek, 24 czerwca 2019

ODCIENIE SZAROŚCI ROZDZIAŁ 6


         Po wyjściu kobiety długo siedział wpatrując się w ścianę. Jej słowa trochę przemówiły mu do rozsądku, czego oczywiście nie miał zamiaru głośno przyznać. Co prawda wciąż nie potrafił przestać obwiniać się za błędy przeszłości i przystąpienie do grona śmierciożerców. Zrozumiał jednak, że obskurna cela w Azkabanie z pewnością nie pomoże mu w uporaniu się z demonami przeszłości. Jego rozmyślania zostały przerwane przez wchodzącego do pokoju Blaise'a.
         - Co tu robiła Granger? - zapytał ciemnoskóry mężczyzna, zabawnie poruszając brwiami.
         - Przysłali ją z ministerstwa głupku - odparł Draco. -  Nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego.
         - A już myślałem - westchnął Zabini żartobliwie, ale chwilę później spoważniał - Przeprosiłeś ją?
         - Oszalałeś?! Miałbym przepraszać Granger?!
         - Oj Smoku, Smoku. Myślę, że powinieneś w końcu schować dumę do kieszeni. Słowo przepraszam naprawdę nic nie kosztuje, a Hermiona jest całkiem niczego sobie - i znowu te brwi.
         Malfoy wywrócił wściekle oczami, ale już się nie odezwał. Zamiast tego postanowił udać się do łazienki. Ledwo jednak zdążył podnieść swoje cztery litery zakręciło mu się w głowie i z powrotem opadł na miejsce. Jęknął cicho, łapiąc bolącą skroń.
         - Biedna Hermiona, musiała widzieć cię w takim stanie - powiedział Blaise patrząc z politowaniem na przyjaciela. - I jeszcze ten odór - złapał się teatralnie za nos. - Mogłeś chociaż otworzyć okno.
         - Odczep się!
         - Te puste butelki po ognistej i opakowania mugolskiego, tytoniowego świństwa również nie są miłe dla zmysłów - kontynuował swój wywód brunet. - Nie rozumiem sensu doprowadzania się do takiego stanu...
         - Zamiast gadać bzdury pomóż mi się podnieść - przerwał Draco, wyraźnie już wyprowadzony z równowagi. - Czuję się jakby rozdeptało mnie stado hipogryfów.
         - Spokojnie, już idę - westchnął Blaise, kręcąc głową. Podszedł do blondyna i jednym ruchem zarzucił jego ramię na swoją szyję. - Nie zaszkodziłoby ci chodzenie na siłownię, Merlinie zaraz pęknie mi kręgosłup.
         - Na gacie Slytherina, Diable narzekasz jak baba - nie mając w tym momencie najmniejszej ochoty na słuchanie przyjaciela, Malfoy stanął na własne nogi i zataczając się odszedł wściekły w stronę łazienki.
         - Tylko żartowałem - wrzasnął za nim brunet, ale odpowiedziało mu jedynie własne echo, odbijające się po kamiennych ścianach.

####################

         Od załamania młodego Malfoya minął ponad tydzień, podczas którego nie działo się nic szczególnego. Mężczyzna regularnie uczestniczył w szkoleniu, robiąc coraz większe postępy, ku uldze swojej oraz panny Granger. Mimo nieustających próśb ze strony Blaisa nie zdobył się jednak na przeproszenie kobiety za swój wybuch. Znacznie bardziej wolał jak najszybciej o tym zapomnieć i dalej porządkować sprawy w życiu. Hermiona zdawała się nie mieć żalu, a przynajmniej go nie okazywała, traktując Dracona tak jak miało to miejsce przed załamaniem.
         - Już niedługo wyjdziemy na szkolenie terenowe - powiedziała brązowowłosa, kiedy jak każdego ranka siedzieli w jej biurze, by kobieta w spokoju mogła sporządzić raport.
         - W końcu, myślałem, że już zawsze będziesz mnie męczyć w tej klitce - odparł kładąc nogi na kulawym stoliczku do kawy.
         - Chyba coś mówiłam o kładzeniu kopyt na moich meblach - warknęła nie podnosząc wzroku znad dokumentów, a następnie jednym machnięciem różdżki sprawiła, że stoliczek odskoczył spod stóp mężczyzny, zrzucając je na podłogę z głośnym tupnięciem. Malfoy tylko skrzywił się lekko, ignorując nieprzyjemne uczucie w stopach.
         Zapadła cisza, podczas której słychać było jedynie skrobanie pióra po pergaminie. Draco, nie mając nic lepszego do roboty, wziął do ręki leżącego obok Proroka Codziennego. Rozłożył gazetę, ale zamiast ją czytać, ukradkiem spoglądał na siedzącą przy biurku czarownicę. Z niesmakiem musiał przyznać, że rzeczywiście Diabeł miał trochę racji. Kobieta w niczym nie przypominała tej dawnej kujonowatej samicy bobra. Miała lekko opaloną cerę. Szopa na głowie została zastąpiona gustownym kokiem z kilkoma wysuwającymi się po bokach głowy kręconymi kosmykami. Orzechowo brązowe oczy, otoczone długimi ciemnymi rzęsami bacznie śledziły tekst. Usiany piegami nos był delikatnie zmarszczony, a dolna warga lekko przygryziona. W skrócie, wyglądała naprawdę ładnie.
         - Czytasz do góry nogami - odezwał się głos. Chwilę zajęło mu uświadomienie, że obiekt jego obserwacji przerwał wykonywaną czynność i do niego przemówił.
         - Co? - otrząsnął się. Zauważył że na policzkach Granger ukazały się lekkie rumieńce. Ciekawe jak długo tak na nią patrzył. W myślach trzepnął się po głowie.
         - Pstro - odparła, podnosząc się z miejsca. - Na dzisiaj zaplanowałam kurs z walki wręcz.
         - I to ty zamierzasz go poprowadzić? - zaśmiał się, patrząc na nią z niedowierzaniem.
         - A niby kto? - zapytała, podpierając dłonie na biodrach i unosząc brew.
         - Nie wiem, może ktoś większej postury? - zakpił. Popatrzyła na niego ze złością i ruszyła w stronę wyjścia.
         - Jeszcze się zdziwisz - wymamrotała pod nosem, tak że ledwo usłyszał.

####################

        

         - Ała, kobieto, puść mnie!!! - wrzeszczał przygwożdżony twarzą do maty Malfoy. - Mam dość, stop!!!
         Hermiona wstała z pleców mężczyzny, a na jej twarzy wykwitł wredny uśmieszek. Znowu dała radę utrzeć nosa tlenionej fretce.
         - Trzeba było mnie nie lekceważyć - powiedziała ze śmiechem i wyciągnęła rękę, aby pomóc pokonanemu wstać. On jednak ze złością odepchnął jej dłoń. Z niezwykłą gracją wstał i otrzepał ubranie.
         - Po prostu dałem ci fory -  odparł ze złością, a pana Granger popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
         - Tak, jasssne - zaśmiała się pod nosem. Draco udał, że nie usłyszał. - Wiedziałam, że tylko zgrywasz takiego twardziela, a w rzeczywistości jesteś bezbronnym nieśmiałkiem.
         - A ty jak zwykle zgrywasz mądrzejszą, niż jesteś naprawdę - prychnął. - Zakończ te swoje pseudo psychologiczne analizy, nie masz pojęcia o czym...
         - I znowu ta gadka a la twardziel - przerwała mu. - Nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
         Kobieta założyła ręce na piersi i spojrzała na mężczyznę wyzywająco. Ten gest wkurzył go jeszcze bardziej. Nie myśląc zbyt wiele rzucił się w jej kierunku, by powalić ją na ziemi, ale zanim zdążył to zrobić, znowu leżał przygnieciony twarzą do ziemi.
         - Zasada numer jeden, dobry auror jest zawsze czujny - zaśmiała się złośliwe, a Malfoy jedynie jęknął z bezsilności.

####################

Wracam po baaaaaaardzo dłuuuuugiej przerwie. Mam nadzieję, że tym razem na stałe i nie złapie mnie tak straszny brak weny :)