- Mam dość tej bladej fretki - żaliła się Hermiona,
siedząc razem z Ginny na kanapie w salonie.
- Wiesz co Miona? Ja mam dziwne
wrażenie, że on ci się podoba - oświadczyła rudowłosa po chwili namysłu. Twarz
starszej Gryfonki momentalnie pokryła się rumieńcem.
- Wcale nie! Skąd ci to w ogóle
przyszło do głowy? - zapytała z oburzeniem.
- Ostatnio wyjątkowo często o nim
wspominasz. Temat rozmowy za każdym razem schodzi na niego.
- Nieprawda! Ja wcale...
- Oj, przestań się wypierać - przerwała
jej panna Weasley - Wcale ci się nie dziwię. Niezłe z niego ciacho, a od czasu
zerwania z moim przygłupim bratem nie miałaś żadnego faceta.
- Masz jeszcze coś bardziej dołującego
do powiedzenia?
- Nie mówię tego, żeby ci dokuczyć. Po
prostu uważam, że potrzebujesz mężczyzny w swoim życiu.
- Świetnie radzę sobie sama, a poza tym
mam Krzywołapa. Naprawdę bardzo dobrze się dogadujemy.
Ginny spojrzała na przyjaciółkę z
politowaniem.
#################################
Siedziała w swoim gabinecie, kiedy tak
jak co rano do środka wparował Malfoy. Rzucił się na kanapę, przez co mebel
zaskrzypiał niemiłosiernie.
- Nauczysz się kiedyś pukać? - zapytała
zirytowana. - I szanować meble w moim gabinecie?
- Nie sądzę - odparł uśmiechając się
ironicznie. - Nauczysz się kiedyś ujarzmiać szopę na głowie?
Kobieta zacisnęła pięści. Jej włosy
wcale nie przypominały szopy. Chciała się czymś odgryźć, ale postanowiła nie
zaczynać kolejnej dziecinnej kłótni.
- Musimy już iść - westchnęła
rozluźniając się.
Jednocześnie podnieśli się ze swoich miejsc i
podążyli w stronę wyjścia. Arystokrata otworzył drzwi, przepuszczając Gryfonkę
pierwszą. Kobieta uniosła brwi w geście z zdziwienia.
- No co? Z tyłu jest na co popatrzeć -
zaśmiał się, przyozdabiając twarz uwodzicielskim uśmiechem.
- Czy ty jesteś jakiś bipolarny? -
prychnęła brązowowłosa.
- Bi co?
- Raz jesteś złośliwym dupkiem, raz podrywaczem.
Twoja osobowość zmienia się jak w kalejdoskopie.
- W kalejdo czym?
- Nieważne.
################################
- Źle, źle, źle! - powtórzyła po raz
kolejny - Przyłóż się w końcu Malfoy. Trzylatek pokonałby cię w pojedynku.
- Myślisz, że się nie staram - spytał
przez zaciśnięte zęby - Może jesteś słabą nauczycielką.
- Albo ty do niczego się nie nadajesz!
- odburknęła - Niby taki czysto-krwisty, a nie radzi sobie z najprostszymi
zaklęciami!
W jednej chwili znalazł się przy niej i
przygwoździł ją do szafki z podręcznikami do obrony przed czarną magią. Kobieta
skuliła się, widząc jak blondyn góruje nad nią wzrostem. Różdżka wyślizgnęła
się z jej ręki, przez co jej szanse na ucieczkę z żelaznego uścisku zmalały do
zera.
- Nikt nie będzie mnie obrażał -
wysyczał do ucha przerażonej Gryfonki, zaciskając palce na jej ramionach - A
już szczególnie taka brudna szlama jak ty.
Jej serce biło jak szalone, kiedy
patrzyła w jego szare oczy, które w tym momencie ukazywały czystą wściekłość. Z
jednej strony odczuwała zażenowanie z powodu bliskości blondyna, a z drugiej
ogarniał strach, że zrobi jej krzywdę.
- Przepraszam - wymamrotała, czując łzy
na policzkach. Mężczyzna uniósł brwi i puścił ją. Chwycił swoją, wiszącą na
wieszaku kurtkę, by chwilę później wyjść z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
################################
Leżał na sofie, trzymając w ręce do
połowy pustą butelkę po ognistej whisky. Ze znudzeniem patrzył na wyblakły już
mroczny znak na przedramieniu. Obiecał sobie, że nie będzie taki jak ojciec, a
tymczasem kolejny raz stracił nad sobą panowanie i o mały włos skrzywdził
niewinną kobietę. Z wściekłością rzucił naczyniem o najbliższą ścianę, tak że
rozbiło się z głośnym hukiem. Bursztynowy płyn spłynął na podłogę, tworząc
plamę na drogim, perskim dywanie.
Mężczyzna usiadł gwałtownie i złapał
jasne kosmyki na głowie. Powinien był zostać w Azkabanie. Zasłużył na to. Wyjął
różdżkę z kieszeni, by zaklęciem przywołać kolejną butelkę whisky. Odkręcił
korek i pociągnął duży łyk alkoholu. Ciecz przyjemnie zapiekła go w gardło.
###############################
- Oj Smoku, Smoku - westchnął Blaise,
wchodząc do salonu. - Zostawiłem cię samego na jeden wieczór.
Salon w Malfoy Manor przypominał
pobojowisko. Na podłodze piętrzyły się potłuczone butelki po ognistej whisky
oraz opakowania papierosów, natomiast na kanapie spał sobie w najlepsze
blond-włosy arystokrata, chrapiąc donośnie. Jego ubranie było wygniecione i
poplamione, a włosy sterczały we wszystkie strony, domagając się grzebienia,
lub choćby kropli "Ulizanny". Wszystko razem przedstawiało dość
żałosny widok.
Ciemnoskóry mężczyzna ponownie
westchnął i kilkoma machnięciami różdżki posprzątał pokój. Następnie podszedł do
przyjaciela, by go obudzić. Zaczął klepać jego ramię oraz twarz. Blondyn
obrócił się na bok i zaczął bełkotać coś o nieznośnych babach z ministerstwa.
-
No cóż, chyba nie pozostawiasz mi wyboru - powiedział do siebie Blaise, celując
w śpiącego różdżką. - Aguamenti.
Czując zimny strumień wody na twarzy,
Draco momentalnie zerwał się z miejsca.
- Oszalałeś Diable! - wrzasnął,
zakrywając mokrą twarz rękami. Przy takim bólu głowy światło z pewnością nie
było sprzymierzeńcem. - Co z tobą nie tak?
- Za 20 minut rozpoczyna się twoje
szkolenie - odparł brunet patrząc na zegarek. - Nie wiem jak, ale doprowadź się
do porządku. Nie możesz iść do ministerstwa wyglądając, jak kloszard.
Na te słowa blondyn przeklął szpetnie i
z powrotem położył się na kanapie, nie zważając na przemoczone ubranie.
- Nigdzie się nie wybieram -
oświadczył, zatapiając twarz w poduszkach - Zostaw mnie w spokoju.
- Znowu chodzi o Granger? Przecież ona
chyba nie jest aż tak zła - zapytał Blaise ze zdziwieniem w głosie.
- Przez nią tracę nad sobą kontrolę.
- Czyżbyś w końcu postanowił przyznać,
że jest zniewalająco piękna i nie możesz powstrzymać się od rzucenia się na
nią? - zaśmiał się brunet.
Smok podniósł głowę z kanapy, by
spojrzeć spode łba na przyjaciela.
- Nie powstrzymałem się - odparł. - Ale
tylko po to, by prawie zrobić jej krzywdę i nazwać brudną szlamą.
Zapanowała chwila milczenia, podczas
której brunet wypuścił głośno powietrze z płuc, a blondyn niezgrabnie wstał z
kanapy, by zataczając się podążyć w stronę łazienki.
################################
Ubierając się do pracy, zauważyła na
swoich ramionach siniaki oraz ślady po paznokciach. Westchnęła ciężko. Dzień
był bardzo upalny, a ona nie mogła sobie pozwolić na założenie koszuli bez rękawów.
- No cóż, najwyżej się ugotuję -
powiedziała do siedzącego na posłaniu Krzywołapa. Włożywszy zakrywające ramiona
ubranie, udała się do przedpokoju, by spojrzeć w lustro. Nieprzespana z powodu
koszmarów noc wyraźnie dała o sobie znać. Sine oznaki zmęczenia odznaczały się
na bladej skórze, sprawiając, że nastrój Gryfonki, o ile to możliwe, stał się
jeszcze bardziej podły. Usiadła z bezsilności, rozpamiętując poprzedni dzień.
Miała nadzieję, że problemy z czystością krwi zostały zażegnane tuż po pokonaniu
Voldemorta i już nigdy nie zostanie nazwana szlamą.
- Nadzieja matką głupich - westchnęła,
podnosząc się z miejsca. Założyła niewygodne szpilki i z cichym trzaskiem
deportowała się do ministerstwa.
Witam po dość długiej przerwie. Postaram
się dodawać częściej rozdziały, ponieważ wreszcie będę miała na to czas.
Pozdrawiam Zoe Collins :-)