Po wyjściu kobiety długo siedział
wpatrując się w ścianę. Jej słowa trochę przemówiły mu do rozsądku, czego
oczywiście nie miał zamiaru głośno przyznać. Co prawda wciąż nie potrafił
przestać obwiniać się za błędy przeszłości i przystąpienie do grona śmierciożerców.
Zrozumiał jednak, że obskurna cela w Azkabanie z pewnością nie pomoże mu w uporaniu
się z demonami przeszłości. Jego rozmyślania zostały przerwane przez
wchodzącego do pokoju Blaise'a.
- Co tu robiła Granger? - zapytał
ciemnoskóry mężczyzna, zabawnie poruszając brwiami.
- Przysłali ją z ministerstwa głupku -
odparł Draco. - Nie wyobrażaj sobie
niewiadomo czego.
- A już myślałem - westchnął Zabini
żartobliwie, ale chwilę później spoważniał - Przeprosiłeś ją?
- Oszalałeś?! Miałbym przepraszać Granger?!
- Oj Smoku, Smoku. Myślę, że powinieneś
w końcu schować dumę do kieszeni. Słowo przepraszam naprawdę nic nie kosztuje,
a Hermiona jest całkiem niczego sobie - i znowu te brwi.
Malfoy wywrócił wściekle oczami, ale już
się nie odezwał. Zamiast tego postanowił udać się do łazienki. Ledwo jednak
zdążył podnieść swoje cztery litery zakręciło mu się w głowie i z powrotem
opadł na miejsce. Jęknął cicho, łapiąc bolącą skroń.
- Biedna Hermiona, musiała widzieć cię
w takim stanie - powiedział Blaise patrząc z politowaniem na przyjaciela. - I
jeszcze ten odór - złapał się teatralnie za nos. - Mogłeś chociaż otworzyć
okno.
- Odczep się!
- Te puste butelki po ognistej i
opakowania mugolskiego, tytoniowego świństwa również nie są miłe dla zmysłów -
kontynuował swój wywód brunet. - Nie rozumiem sensu doprowadzania się do
takiego stanu...
- Zamiast gadać bzdury pomóż mi się
podnieść - przerwał Draco, wyraźnie już wyprowadzony z równowagi. - Czuję się
jakby rozdeptało mnie stado hipogryfów.
- Spokojnie, już idę - westchnął
Blaise, kręcąc głową. Podszedł do blondyna i jednym ruchem zarzucił jego ramię
na swoją szyję. - Nie zaszkodziłoby ci chodzenie na siłownię, Merlinie zaraz
pęknie mi kręgosłup.
- Na gacie Slytherina, Diable narzekasz
jak baba - nie mając w tym momencie najmniejszej ochoty na słuchanie
przyjaciela, Malfoy stanął na własne nogi i zataczając się odszedł wściekły w
stronę łazienki.
- Tylko żartowałem - wrzasnął za nim
brunet, ale odpowiedziało mu jedynie własne echo, odbijające się po kamiennych
ścianach.
####################
Od załamania młodego Malfoya minął
ponad tydzień, podczas którego nie działo się nic szczególnego. Mężczyzna
regularnie uczestniczył w szkoleniu, robiąc coraz większe postępy, ku uldze
swojej oraz panny Granger. Mimo nieustających próśb ze strony Blaisa nie zdobył
się jednak na przeproszenie kobiety za swój wybuch. Znacznie bardziej wolał jak
najszybciej o tym zapomnieć i dalej porządkować sprawy w życiu. Hermiona
zdawała się nie mieć żalu, a przynajmniej go nie okazywała, traktując Dracona
tak jak miało to miejsce przed załamaniem.
- Już niedługo wyjdziemy na szkolenie
terenowe - powiedziała brązowowłosa, kiedy jak każdego ranka siedzieli w jej
biurze, by kobieta w spokoju mogła sporządzić raport.
- W końcu, myślałem, że już zawsze
będziesz mnie męczyć w tej klitce - odparł kładąc nogi na kulawym stoliczku do
kawy.
- Chyba coś mówiłam o kładzeniu kopyt
na moich meblach - warknęła nie podnosząc wzroku znad dokumentów, a następnie
jednym machnięciem różdżki sprawiła, że stoliczek odskoczył spod stóp mężczyzny,
zrzucając je na podłogę z głośnym tupnięciem. Malfoy tylko skrzywił się lekko,
ignorując nieprzyjemne uczucie w stopach.
Zapadła cisza, podczas której słychać
było jedynie skrobanie pióra po pergaminie. Draco, nie mając nic lepszego do
roboty, wziął do ręki leżącego obok Proroka Codziennego. Rozłożył gazetę, ale
zamiast ją czytać, ukradkiem spoglądał na siedzącą przy biurku czarownicę. Z
niesmakiem musiał przyznać, że rzeczywiście Diabeł miał trochę racji. Kobieta w
niczym nie przypominała tej dawnej kujonowatej samicy bobra. Miała lekko
opaloną cerę. Szopa na głowie została zastąpiona gustownym kokiem z kilkoma
wysuwającymi się po bokach głowy kręconymi kosmykami. Orzechowo brązowe oczy,
otoczone długimi ciemnymi rzęsami bacznie śledziły tekst. Usiany piegami nos
był delikatnie zmarszczony, a dolna warga lekko przygryziona. W skrócie,
wyglądała naprawdę ładnie.
- Czytasz do góry nogami - odezwał się
głos. Chwilę zajęło mu uświadomienie, że obiekt jego obserwacji przerwał wykonywaną
czynność i do niego przemówił.
- Co? - otrząsnął się. Zauważył że na
policzkach Granger ukazały się lekkie rumieńce. Ciekawe jak długo tak na nią
patrzył. W myślach trzepnął się po głowie.
- Pstro - odparła, podnosząc się z
miejsca. - Na dzisiaj zaplanowałam kurs z walki wręcz.
- I to ty zamierzasz go poprowadzić? -
zaśmiał się, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- A niby kto? - zapytała, podpierając
dłonie na biodrach i unosząc brew.
- Nie wiem, może ktoś większej postury?
- zakpił. Popatrzyła na niego ze złością i ruszyła w stronę wyjścia.
- Jeszcze się zdziwisz - wymamrotała
pod nosem, tak że ledwo usłyszał.
####################
- Ała, kobieto, puść mnie!!! -
wrzeszczał przygwożdżony twarzą do maty Malfoy. - Mam dość, stop!!!
Hermiona wstała z pleców mężczyzny, a
na jej twarzy wykwitł wredny uśmieszek. Znowu dała radę utrzeć nosa tlenionej
fretce.
- Trzeba było mnie nie lekceważyć -
powiedziała ze śmiechem i wyciągnęła rękę, aby pomóc pokonanemu wstać. On
jednak ze złością odepchnął jej dłoń. Z niezwykłą gracją wstał i otrzepał
ubranie.
- Po prostu dałem ci fory - odparł ze złością, a pana Granger popatrzyła
na niego z powątpiewaniem.
- Tak, jasssne - zaśmiała się pod
nosem. Draco udał, że nie usłyszał. - Wiedziałam, że tylko zgrywasz takiego
twardziela, a w rzeczywistości jesteś bezbronnym nieśmiałkiem.
- A ty jak zwykle zgrywasz mądrzejszą,
niż jesteś naprawdę - prychnął. - Zakończ te swoje pseudo psychologiczne
analizy, nie masz pojęcia o czym...
- I znowu ta gadka a la twardziel -
przerwała mu. - Nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
Kobieta założyła ręce na piersi i
spojrzała na mężczyznę wyzywająco. Ten gest wkurzył go jeszcze bardziej. Nie
myśląc zbyt wiele rzucił się w jej kierunku, by powalić ją na ziemi, ale zanim
zdążył to zrobić, znowu leżał przygnieciony twarzą do ziemi.
- Zasada numer jeden, dobry auror jest
zawsze czujny - zaśmiała się złośliwe, a Malfoy jedynie jęknął z bezsilności.
####################
Wracam po baaaaaaardzo dłuuuuugiej
przerwie. Mam nadzieję, że tym razem na stałe i nie złapie mnie tak straszny brak
weny :)